Ken Liu
Tyra
Dzień 52:
Młodszy Dyrektor do Spraw Naukowych, Tyra Hayes, wciąż żywa, wciąż rejestruje.
Być może nikt nigdy nie zobaczy tych zapisków, ale nie mam w tej chwili lepszego zajęcia, sama w kapsule ewakuacyjnej.
– Jestem tutaj.
– Dzięki Artie. Nie zamierzałam cię lekceważyć. Jesteś mi pomocny, jesteś najlepszą sztuczną inteligencją, o jakiej można marzyć. Chciałabym tylko żeby przeżył ktoś… poza nami.
– Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny byłaś wciąż w ruchu: pędząc, skacząc i kręcąc się. Lepiej byłoby gdybyś oszczędzała energię. Już teraz została tylko jedna trzecia zasobów.
– Muszę być w ruchu, zakładając twoją pokrywę na talrep, tak aby wygenerować trochę energii, która mogłaby podtrzymać nagrywarkę przy życiu, pamiętasz?
– Twoje ruchy już dawno wygenerowały wystarczającą ilość energii i nie odpowiadają ustalonym wcześniej schematom. Coś się zmieniło? Tyra?
– To regenerator wody.
– Zwolnił jeszcze bardziej?
– W ogóle nie działa od wczoraj.
– Więc cały dzień udawałaś, że pijesz? Nie rozumiem.
– Trzy dni temu powiedziałeś mi, że nie wiesz jak go naprawić. Nie chciałam byś czuł się winny.
– Rozumiem. Sugeruję zatem, aby spółka SEED Explorations Ltd. naprawiła tę lukę w następnej edycji mojego systemu.
– Wieczny optymista. Wciąż planujesz przyszłość. Niestety radary hiperradiowe nie wykryły obecności statku ratunkowego.
– Wcale się nie dziwię. Dandelion tak szybko utracił integralność konstrukcyjną, że w ogóle wątpie, żeby ci na moście mieli czas na odbieranie połączeń alarmowych, a w dodatku radio tej kapsuły ewakuacyjnej ma słaby zasięg. Najpewniej nikt jeszcze nie wie o śmierci dwustu sześćdziesięciu pięciu mężczyzn i kobiet ze statku badawczego.
Dzień 53:
– Artie, jeżeli wciąż będę tu czekać, wkrótce umrę z pragnienia. Jeżeli zużyję całą energię pozostałą w kapsule na skok, mogę skończyć w jakimś niezamieszkanym układzie. Jakieś rady?
– W swojej bazie scenariuszy ewakuacyjnych nie odnalazłem żadnych dopasowań, biorąc pod uwagę parametry twojego obecnego stanu.
– Tata mówił mi, że właśnie w takich sytuacjach należy zaufać sercu.
– Przecież myślisz mózgiem, a nie układem krwionośnym.
– Zawsze, gdy szłam do niego po radę, mówił, że nazbyt próbuję wszystko analizować i za mało ufam wrodzonemu instynktowi. Powinnam iść na jeden z tych starożytnych uniwersytetów na Ziemi dla prestiżu czy żeby móc pobierać pełne stypendium oferowane przez jakiegoś anonimowego, niechlujnego nowobogacza na Rim? „Podążaj za głosem serca”. Powinnam zmienić specjalizację na AeroAstro, bo praca wymagająca podróży kosmicznych jest lepiej płatna czy raczej zostać przy Terraformacji, bo lubię żyć tam, gdzie działa grawitacja? „Idź za głosem serca”
– Nie brzmi to zbyt pomocnie.
– Właściwie, samo już mówienie o nim sprawia, że widzę pewne rzeczy inaczej, a wtedy właściwa decyzja wydaje się być oczywista. Czasami droczył się ze mną, mówiąc, że nigdy nie musiał się bać się o moich chłopaków, bo zawsze lubiłam dużo wiedzieć, analizowałam to jak się czuję i …
– Tyra?
– Oh, tęsknię za nim, Artie. Teraz tęsknię tak bardzo.
– W swojej bazie nie odnalazłem żadnych dopasowań dla odpowiednich słów na płacz, Tyra. Przykro mi.
Dzień 54:
Nie mogę poddać się marazmowi. Muszę zachować zdrowy rozsądek.
Fakt: jestem dalej niż sześćdziesiąt lat świetlnych od najbliższego zamieszkałego świata.
Fakt: nie przetrwam następnego tygodnia bez wody.
Fakt: w najbliższym czasie nie ma żadnych nadziei na pomoc ze strony ratowników.
Fakt: kapsuła ewakuacyjna zawiera ilość energii wystarczającą na jeden i tylko jeden hiperprzestrzenny skok o zasięgu maksymalnie czterech lat świetlnych.
Fakt: w zasięgu jest tylko jeden układ potencjalnie zawierający zamieszkałą planetę — Tycho 409A. Nie została jeszcze przebadana.
Wnioski: jedynym sensownym rozwiązaniem jest podjęcie ryzyka i skok w jej kierunku.
Tato, jeżeli będziesz to kiedykolwiek czytał, kocham cię.
***
Fazen
Nagle niebo otwarło się i jasne promienie błysły znad chmur, prosto na mnie. Powietrze wokół nagrzało się i zaczęło skwierczeć niczym piec kowala. Nawet przez zamknięte powieki mogłem dostrzec rażącą smugę ognia przelatującą nad moją głową. Niesamowity huk wody towarzyszył gigantycznej fali zrzucającej mnie z kanu prosto do jeziora.
Kula wypolerowanego żelaza, tak jasna jak słońce i wielka jak dom Przywódcy nagle wynurza się spod wody, po czym z głośnym pluskiem spada do niej z powrotem.
Wędrowałem po spokojnych wodach, z nadzieją, że odrobina słonej herbaty śliwkowej ukoi dziki ogień w moim żołądku i oczyści surową stal moich płuc i przywróci moje ciało na powrót do wuwei, ale jak widać bogowie mają inne plany. Wdrapałem się z powrotem na kanu i powiosłowałem w kierunku kuli. O co chodzi tym bogom? Mam już za dużo stali i ognia a oni wysyłają mi więcej?
Będąc blisko, widziałem, że skacząca kula pokryta była karbami i wcięciami, uchwytami i zarysami okrągłych drzwi i okien. Gorąco buchające z kuli sprawiało, że woda naokoło parowała i wyglądało to tak, jakby unosiła się na chmurze dryfującej po jeziorze. Po dojściu do siebie przywiązałem jeden koniec liny do uchwytu tak, bym mógł odholować kulę na brzeg.
Gdy do niego dobiłem, na powitanie zastałem tam Outaya Przywódcę czekającego wraz z tłumem. Wszyscy musieli widzieć kulę ognia spadającą z nieba.
Źrenice Outaya Przywódcy zwęziły się.
– Fazen, to jest gwiezdne kanu, tak jak gwiezdna arka naszych przodków.
Od dzieciństwa słuchałem legend o Pierwszym Przodku, który przybył w gwiezdnej arce szybującej przez niebo z taką łatwością z jaką robi to drewniane kanu na wodzie. Czy historie opowiadane dzieciom na dobranoc mogły być rzeczywiście prawdziwe?
Gwiezdne kanu spoczywało teraz na miękkim wybrzeżu jeziora. Nagle, jedna część kuli, okrągłe drzwi, zaczęła lśnić zimnym, białym światłem. Kilku obserwatorów westchnęło z wrażenia.
– Cofnąć się – krzyknął Outay Przywódca. – Nie wiemy co jest w środku.
Zignorowałem go. Włożyłem ręce w karby na okrągłych drzwiach i przekręciłem z całych sił. Na wciąż gorącej żelaznej powierzchni poparzyłem sobie skórę dłoni i palców.
Zacisnąłem zęby z bólu i dalej próbowałem otworzyć drzwi.
Mój brzuch, dantian, siedlisko Umysłu Serca, pozostawał spokojny. Moja brawurowa odwaga może być wynikiem braku równowagi ciała, ale ona wydaje się mieć cel, czuć się w porządku.
Drzwi otworzyły się i spadły do wody.
Wewnątrz dostrzegłem nieprzytomną postać młodej dwudziestokilkuletniej kobiety, mniej więcej w moim wieku. Miała jasnorude włosy i bladą skórę pełną piegów. Miała spierzchnięte i popękane usta.
Wszyscy obserwowali jak ją niosłem do swojej chaty. Nikt nie powiedział nawet słowa.
Przez dwa dni dawałem kobiecie wodę we śnie. Łykała jak ryba, ale oczu nie otwierała.
Dotknąłem swoim czołem jej. Było gorące, tak jak drzwi jej gwiezdnego kanu, gdy je otwierałem. Dotknąłem jej nadgarstka. Nawet przez wypalone blizny na palcach czułem jej wariujący, niczym zając w potrzasku, puls.
Wierciła się i krzyczała w objęciach Morfeusza, w gorączkowym śnie.
Nie mogłem wyłapać, co krzyczała: krótką sylabę, którą powtarzała w kółko. Często widywałem dorosłych mężczyzn i kobiety wołających rodziców w gorączce czy chorobie. Może ona też woła rodziców?
Być może pochodzi z niebios, a mimo to nie była taka straszna.
Jednakże nie potrafiłem jej wyleczyć.
Pobiegłem do Outaya Przywódcy i przyprowadziłem go do niej. Jest naszym najlepszym uzdrowicielem.
Usiadł przy jej boku, ale nie dotknął.
– Zapewne, jeżeli taka jest wola bogów, nie obudzi się.
– Wyczułem strach w jego głosie.
– Widziałeś kiedykolwiek podobną stal do tej użytej przy konstruowaniu tego gwiezdnego kanu? – zapytał.
Wróciłem myślami do tego, jak lekkie wydawały mi się drzwi w moich dłoniach. Znacznie bardziej niż oczekiwałem. Muszą być niewiarygodnie silne, by przetrwać upadek z nieba. Jestem przekonany, że nawet najznakomitszy kowal świata nie ukuje takiego żelaza.
– Wiedza naszych przodków została zapomniana, Fazen. Ona pewnie weźmie nas za dzikusów. Może nam grozić wielkie niebezpieczeństwo i nieszczęście z jej strony.
Spojrzałem na jej postać zanurzoną we śnie. Wiedziałem tylko tyle, że jest chora i bezsilna. Wiedziałem co należy zrobić.
– Musimy ją ocalić – powiedziałem.
Westchnął po czym przytknął trzy palce do wewnętrznej części jej prawego nadgarstka, by zbadać puls. Przymknął oczy do połowy, kierując uwagę na każdą najdrobniejszą zmianę w jej siłach życiowych.
Wstrzymałem oddech.
– Jej dantian jest pusty…!
Outay Przywódca zmarszczył brwi. Krople potu naszły mu na czoło. Jego wątłe ciało zaczęło się trząść. Próbował wszystkimi siłami odnaleźć ukrytą przyczynę walczących ze sobą żywiołów.
Wreszcie puścił jej nadgarstek i otarł pot z twarzy. Ledwo stał.
W jej wnętrzu jest pustka, którą próbują wypełnić żywioły. Chaotycznie walczą o dominacje. Musimy nadać im właściwy tor, przywrócić im równowagę i wzniecić na nowo gasnącą iskierkę jej Umysłu Serca. – Podał mi skomplikowany przepis na uzdrowienie.
***
Tyra
Dzień 56:
Obudziłam się ze straszną gorączką, otulona chropowatym prześcieradłem. Czułam ciężar na żołądku, jakby ktoś porządnie mnie walnął. Wymiotowałam. Straciłam rachubę, ile razy.
Dotknęłam swojej szyi. Nie czułam znajomego ciężaru talrepu . Artiego nie było.
Wystraszyłam się, w desperacji przeszukałam koce, załamałam się i rozpłakałam.
Do pomieszczenia wkroczył mężczyzna ubrany w szatę długą do samej ziemi. Próbował mnie uspokoić, ale jego mowa była dla mnie bełkotem. Nie mogłam zrozumieć ani słowa. Zauważył, że moje dłonie próbowały odnaleźć brakujący element na szyi. Wybiegł i wrócił po chwili, wręczył mi Artiego.
Byłam tak szczęśliwa, że pocałowałam jego powłokę.
– Nie wiedziałem, że tak się do mnie przywiązałaś. Chyba jestem… wzruszony. W związku z powyższym odmawiam komentowania twoich umiejętności pilotowania kapsuły ewakuacyjnej.
– Jesteś moim jedynym przyjacielem na świecie, Artie
– Prawdopodobnie ten człowiek, którego, jak podsłuchałem, zwą Fazen, również zasługuje na zaufanie. Wciąż pracuję nad odszyfrowaniem ich języka, jednak wierzę, że zabrał mnie tylko po to, byś mogła spokojnie spać.
Zmusił mnie też do wypicia misy gorzkiej zupy. Smakowała okropnie. Kręciłam odmawiająco głową, ale on naciskał. Popatrzyłam w jego ciemne, ciepłe oczy i zdecydowałam, że łatwiej będzie się poddać. Miał wysokie kości policzkowe i silną szczękę, długie proste czarne włosy zwisające na plecy jak jedwabna kurtyna. Miał też ładny uśmiech, pomijając brak opieki stomatologa. Chcę mu zaufać.
– Cechy przez ciebie przytoczone wydają się być niezgodne z twoimi wnioskami.
– Tata zwykł mówić, że to, co pomyślimy sobie o kimś w ciągu dziesięciu sekund od pierwszego spotkania, będziemy myśleć o tym kimś już zawsze. Ale masz rację. Nigdy nie ulegam pierwszemu wrażeniu. Potrzebuję więcej danych.
Poza tym, czułam się dobrze, gdy podtrzymywał mi głowę, gdy zbierało mi się na wymioty, potem tulił i śpiewał, jego głos był niski i głęboki, jak pokrzepiające dudnienie silnika Dandelionu.
Teraz potrzebuję więcej snu.
Dzień 58:
Jeszcze bardziej obrzydliwa, gorzka zupa.
Przyszli inni, by odwiedzić mnie i tego mężczyznę – Fazena. Wszyscy są przyjacielscy i troskliwi, ale martwię się o ich poziom technologiczny. Oświetlają pokój świeczkami!
– Nie znalazłem żadnych zapisków o kolonii na Tycho 409A. Może ci ludzie są ukrywającymi się zbrodniarzami.
– Dzięki, Artie. Wiesz jak mnie pocieszyć
Z żołądkiem było już lepiej. Udało mi się zjeść nawet kilka kęsów jakiegoś sztywnego kluchowatego czegoś. Fazen spostrzegł, że jestem zbyt słaba by przeżuwać. Więc on przeżuwał jedzenie i karmił mnie papką. Tak, wiem. Nie zamierzałam tego zbyt głęboko analizować, bo w przeciwnym wypadku mój żołądek zacząłby znów wariować.
***
Fazen
– Możesz powiedzieć mi z czego zrobiona jest ta zupa?
– Byłem tak zszokowany, że prawie upuściłem zupę z lekarstwem. Bardzo dziwny akcent, jakby człowieka z wybrzeża, który nauczył się naszego dialektu w późniejszym etapie życia. Głos pochodził z czarnego amuletu owiniętego wokół jej szyi, amuletu, który był dla niej tak ważny.
– Nie obawiaj się – głos ciągnął dalej – Ja pomagać Tyra
– Ma na imię Tyra? Jak więc ty masz na imię?
– Jestem sztuczną inteligencją stworzoną przez SEED Explorations Ltd., Model ML-1067B.
– Co?
– Mów mi Artie.
Teraz to jasne, dlaczego Tyra tak bardzo dba o ten amulet. Jest domem jej przyjaciela.
To takie cudowne uczucie mówić do ducha, a do tego ten duch chce się ode mnie uczyć! Zawstydziłem się kompletnie i ostrożnie objaśniałem różne składniki lekarstwa, a także sposób, w jaki są wierne Prawu Wzajemnego Generowania i Destrukcji Pięciu Żywiołów.
Podczas moich objaśnień Artie wydawał odgłosy obojętności. Ani ich nie pochwalał ani też nie potępiał.
***
Tyra
Dzień 59:
– To niemożliwe Artie.
– Wielokrotnie przeprowadzałem analizę kladystyczną. Mowa Fazena i jego ludzi jest dialektem angielskiego, ale oddzielił się on od standardowego dialektu więcej niż tysiąc lat temu.
– Jesteśmy w posiadaniu skokostatków od niecałego wieku. Jak to możliwe, że ludzie Fazena są odizolowani od millenium?
– To pytanie wybiega poza zakres mojej wiedzy.
– Co jeszcze udało ci się dowiedzieć?
– Na podstawie analizy fonetyki i lecznictwa jakie stosują wobec ciebie, jestem w 95% pewien, że są potomkami grupy założycielskiej w przeważającej mierze o sinickich korzeniach, jednakże ze śladami innych wpływów. Prawdopodobnie za sprawą odizolowania, ich postęp technologiczny uległ zacofaniu.
– Wydostanie się stąd nie będzie łatwe.
Dzień 62:
Udało mi się nie spać na tyle długo, by dokonać postępów w rozmowie z Fazenem. Artie wciąż musiał tłumaczyć, ale udawało mi się już rozpoznać niektóre wyrazy i frazy.
Fazen wykazywał się wobec mnie dużą cierpliwością, powtarzając zdania kilkukrotnie i mówiąc powoli. Próba zrozumienia go była dla mnie konkretnym problemem, jaki miałam rozwiązać. To mnie uspokajało i sprawiało, że zapomniałam na chwilę o tym, że utknęłam lata świetlne od cywilizacji, sama pośród obcych.
Byłam zaskoczona swobodą, którą czułam rozmawiając z nim, biorąc pod uwagę to, że nasze światy i ramy odniesienia były tak różne i wciąż nie mogliśmy przekazać sobie wiele, w kwestii niuansów, nawet poprzez Artiego.
– Robię co mogę.
Wiem. Oczywiście, byłam pewna, że był mną zainteresowany. Czasami łapałam go na gapieniu się na mnie… ale to mogło wyjść. To tylko odciągało moją uwagę od tego, co powinno być celem nadrzędnym: przetrwać i wrócić do domu. Musiałam myśleć racjonalnie.
– Zaliczasz się do percentyla najlepszych ludzi, z którymi przyszło mi kiedykolwiek pracować.
– Miejmy nadzieję, że tak zostanie. Musimy działać ostrożnie, jeżeli zamierzamy wydostać się z tej skały.
– Mam nową teorię co do ludzi tu mieszkających. Pomimo tego, że jestem odcięty od All-Netu, odkryłem w mojej bazie odniesienie do starożytnych statków mogących poruszać się jedynie z prędkością relatywistyczną wysłanych z Ziemi około tysiąca lat temu w czasach chaosu, gdy ludzie wierzyli, że życie na Ziemi jest na skraju wymarcia.
– Pamiętam jak o tym czytałam! Desperacko wierzono w powodzenie tych statków. Nawet zakładając, że tak nieprzystosowane do poruszania się w przestrzeni statki w jakiś sposób przetrwają podróż, wątpliwe było, by tak nieliczna populacja była w stanie utrzymać zaawansowaną technologicznie cywilizację przez wiele pokoleń. Ludzie Fazena byliby pierwszymi potwierdzonymi ocalałymi tych podróży.
– Podczas wieloletniej podróży musieli stracić całą znaną im wiedzę, bardziej zaawansowaną niż obróbka stali.
– Artie, Fazen myśli, że jesteś jakiegoś rodzaju duchem. Myślę, że przesądy wypchnęły z umysłów tych ludzi wiedzę i racjonalizm.
Dzień 64:
– Jest z tobą coraz lepiej. To była bardzo poważna infekcja bakteryjna.
– Przez co przechodziłam?
– Twoje objawy pasują do opisów w mojej bazie danych. Rozumiem, że wieki temu, gdy twoi potomkowie byli ograniczeni do Ziemi, większość ludzkich ciał była siedliskiem trylionów trylionów bakterii. Żyły one w układzie pokarmowym, na skórze, we włosach i często wywoływały choroby.
– Odrażające!
– Ostatecznie, wynaleźliście technologię radzenia sobie z tymi pasożytami. A potem zaczęliście poruszać gwiazdy, poczyniliście poważne kroki do wytępienia wszystkich pozostałych zarazków, tak by rodzaj ludzki mógł zacząć wszystko od nowa w nowych światach, trwale uwolniona od starożytnych chorób.
– Potomkowie Fazena prawdopodobnie nie byli tak ostrożni i trzymali tu swoje robaki. Czy wiesz co było w tej paskudnej zupie? Wydaje się, że naprawdę mi pomogła.
– Przypuszczam bardziej, że twoje ciało po prostu samo się zregenerowało. Zupa nie zawierała żadnych antybiotyków ani też żadnych znanych składników leczniczych. Ich teoria medyczna, jak się wydaje, opiera się na zabobonach wywodzących się od dalekowschodniego mistycyzmu.
***
Fazen
Tyra zapewniała mnie, że jest śmiertelniczką, tak jak ja, ale czasami w to wątpiłem. Jej skóra gładka jak skóra niemowlęcia, a jej twarz jest tak delikatna, pełna wdzięku tak jakby dorastając piła tylko mgłę i rosę. Nie miała żadnych blizn, żadnych niedoskonałości, jakby była bardziej namalowana niż prawdziwa.
– Poddawano mnie terapii genetycznej i nowoczesnej opiece medycznej od urodzenia, a grawitacja na mojej planecie jest mniejsza niż tutaj – powiedziała, gdy podkreśliłem jaka jest wyjątkowa. Nie rozumiem wielu słów a Artie nie zawsze był w stanie przetłumaczyć.
Myślałem więc, ze chciała powiedzieć, że urodziła się jako anioł. Gdy upadł gwiezdny kanu odrodziła się jako śmiertelnik. Dlaczego? Nie wiem, ale ta myśl mnie poruszyła.
– Nie możesz przynieść mi czegoś lepszego do jedzenia? – spytała. – Wszystko co do tej pory tu jadłam było albo mdłe albo gorzkie. Mam chrapkę na coś słodkiego.
– Ale masz albo zbyt dużo ognia albo zbyt mało stali– powiedziałem.
Nie miała pojęcia o czym wtedy mówiłem. Cierpliwie wytłumaczyłem:
– Pięć żywiołów twojego ciała odpowiada Pięciu Smakom: Żelazo jest gorzkie, drewno jest kwaśne, woda jest słona…
– Jak morze – wymamrotała.
Mówienie naszym językiem idzie jej coraz lepiej.
– Tak, dokładnie. Ogień jest słodki, ziemia pikantna. Gdy wyciągałem cię z gwiezdnego kanu, twój dantian był dziwnie pusty, a żywioły walczyły o dominację. Zachorowałaś, bo było w tobie za dużo ognia, który wypychał stal, co powodowało dysharmonię całego systemu. Musimy karmić cię goryczą, byś odzyskała równowagę stali a w rezultacie pozbyła się nadmiaru drewna.
Na jej twarzy malowało się przemęczenie.
– Oczywiście, każdy jest inny i odpowiednia terapia powinna skierować mieszankę żywiołów danej osoby zgodnie z jej naturą. Jako, że twoja natura jest bardzo zapalczywa, być może nieco słodyczy by ci pomogło. Ogień czasami może być użyty do zniwelowania nadmiaru ognia.
– Zakryła twarz dłońmi i mocno tarła czoło. Po chwili podniosła głowę.
– Fazen, tam skąd pochodzę, nie myślimy już o świecie w takich kategoriach. Wiemy, że ciało jest biologiczną maszyną a choroby są dysfunkcjami, których przyczyną są czynniki zewnętrzne i które wymagają interwencji chemicznej lub korekcji genetycznych…
Jej głos był łagodny, ale jej ton nieco protekcjonalny. Nie ufała naszej medycynie, mimo tego że pomogła jej wyzdrowieć.
Byłem zły i było mi bardzo przykro. Nasza wiedza o lecznictwie opierała się na prastarej mądrości, ale od zawsze ciężko pracowaliśmy nad jej udoskonaleniem poprzez próby i eksperymenty. Karty naszej historii mówiły o Pierwszych Przodkach, którzy przybyli gwiezdną arką z nasionami ziół i księgami receptur. Niektóre zioła zakwitły, ale wiele umarło i zmuszeni byli znaleźć ich odpowiedniki w nowym świecie.
Najodważniejsi z każdego pokolenia zginęli podczas prób odkrycia sposobów leczenia. Udoskonalili techniki równoważenia mieszanki żywiołów ciała, tak by odpowiadały potrzebom natury konkretnych osób. Sam Outay Przywódca chorował wielokrotnie na skutek testowania ziół i minerałów na własnym ciele. Pogarda ze strony Tyry ukłuła ich wszystkich.
Widziała wyraz mojej twarzy.
– Przepraszam, Fazen. Nie wiem, dlaczego twoje lekarstwa działają i to dlatego czuje frustrację. To nie ma dla mnie sensu.
– Nie chcę być na ciebie zły – powiedziałem – więc napije się trochę słonej herbaty śliwkowej dla oczyszczenia umysłu i przywrócenia równowagi w moim dantianie. Może też chciałabyś spróbować?
Potakiwała twierdząco. Po wzięciu łyka z mojej filiżanki uśmiechnęła się.
– Co o tym sądzisz? – spytałem.
– Mój ojciec zawsze mawiał, że podczas wspólnego picia napojów nie należy podejmować żadnych rozmów. Teraz wreszcie zrozumiałam o co mu chodziło.
– Napiliśmy się za to.
***
Tyra
Dzień 110:
Czy jest jakikolwiek sposób na wydostanie się z tej skały, na której króluje średniowieczna technologia?
Takie pytania sprawiały, że chciało mi się płakać i załamywałam się.
Próbowałam dostrzec siebie w oczach Fazena: większość czasu spędzałam na rysowaniu symboli i obrazów na papierze i przepytywaniu go o istnienie żarzących się skał i rzadkich metali. Musiał pomyśleć, że jestem szalona (albo, że jestem wiedźmą).
Aby oderwać moją uwagę od widzialnej gołym okiem frustracji, zabierał mnie na ryby i wycieczki krajoznawcze, podczas których jedliśmy to co złapaliśmy bądź złowiliśmy.
– Nie sądzę, aby w twoim przypadku mądrą była dalsza konsumpcja surowego i niewysterylizowanego jedzenia.
– Właściwie, nie mam zbyt dużego wyboru, czyż nie? Polubiłam dietę z nieprzetworzonej żywności. Pewnie, ryby, zioła i grzyby w niczym nie przypominają zbalansowanych pod względem odżywczym posiłków domowych, ale tutaj mam coś w rodzaju dzikiego apetytu na wszystko, co przynosi rozkosz mojemu podniebieniu i jedzenie świetnie układa się w żołądku po tak ciężkim polowaniu.
Czerpałam radość z tego, jak Fazen opowiadał o jedzeniu. On potrafił opowiadać o wszystkim: ta ryba jest dobra na nerki i on pewnego razu polecił ją chłopcu, który sikał na zielono; ta jagoda jest dobra na rozpalone serce i zwykł karmić nią przemarznięte i wygłodniałe w zimie pisklęta; te grzyby są domeną stali i jadł je, gdy brakowało mu odwagi.
Marzyłam wtedy, by tym przechadzkom nie było końca.
***
Fazen
Głośnie uderzenia gongu przerwały cichą rozmowę pomiędzy mną a Tyrą. Wypruliśmy z chaty.
Ogień, ogień! Spojrzenie wszystkich skierowane było na zachód, gdzie podłużne smugi ognia przeplatały niebo. Tego lata było niesamowicie gorąco i sucho. Wiatr był silny i ogień mógł przenieść się do wnioski w bardzo krótkim czasie.
Przywódca zarządził ewakuację do jeziora. Złapałem Tyrę za dłoń, byśmy mogli pobiec w kierunku wody.
Jednakże ona się nie ruszała. Gapiła się tylko na zaganianych mieszkańców wioski i przerażone dziecko wołające i pomoc.
– A co z waszymi domami i uprawami ?– spytała.
– Nic już nie da się zrobić – powiedziałem jej. Ognia nie zatrzymasz.
Zwróciła swój wzrok w kierunku nadciągających płomieni. Potem obróciła się do mnie.
– Możemy powstrzymać ogień.
– Coś w jej oczach, błysk płomiennego bursztyny, tak płomiennego jak jej temperament, mówił mi, by jej ufać.
– Ku zaskoczeniu, Outay Przywódca, który polubił ją w ciągu ostatnich kilku miesięcy, zgodził się, żeby jej wysłuchać.
– Tyra nakazała mieszkańcom oczyścić pas pól na zachód od wioski. Wytnijcie wszystko, nie zostawiajcie nic, co może się zapalić.
– Przecież z pomocą ognia, potężna płomienie z łatwością przeskoczą wąski pas.
– O to się nie martw – powiedziała. – Sami musimy rozpalić ogień po drugiej stronie pasa.
Myślałem, że zwariowała. Nie dosyć było nam ognia?
W każdym razie Outay Przywódca sięgnął po pochodnie i podążył za nią w poprzek pasa.
– Ona jest z gwiazd – powiedział cicho.
Po chwili pozostali wieśniacy podążyli za nimi.
Główny ogień jest coraz bliżej. Dym wypełnia powietrze.
Trawy są tak suche, że nasz ogień budzi się do życia, ale niczym dzieci witające rodziców wracających z pola, kieruje się w stronę głównego ognia, pozostawiając za sobą tylko zwęglone pnie i pustą wypaloną ziemię.
Po chwili nasz ogień dosięgnął ognia głównego. Dzieliła nas od niego szeroka na kilometr przestrzeń ziemi. Ogień szalał, ale nie zbliżał się już bardziej. Mieszkańcy wioski uradowali się.
– Jak? – Popatrzyłem na Tyrę ze zdziwieniem.
Tyra wyjaśniła, że duży ogień ogrzewa powietrze nad sobą, przyciągając tym samym zimne powietrze. Gdy rozpaliliśmy drugi ogień, siła wielkiego ognia odepchnęła od nas nowy ogień i powstał dukt.
– Jesteś czarodziejką – powiedziałem.
–To tylko fizyka – odparła. – Walka z ogniem za pomocą ognia, czy przypadkiem nie uczyłeś mnie tego?
I wtedy dotarło do mnie, że pokierowała płomieniami, tak jak nasze leki sterują ogniem w jej ciele.
Widząc jej szczery uśmiech, moje serce również się rozpaliło.
***
Tyra
Dzień 140:
– Myślałeś o skonstruowaniu hiperreadiolatarni tutaj?
– Niby z czego? Patyków i błota?
– Jak dotąd, trzymaliśmy naszą wiedzę w sekrecie by uniknąć otwartego konfliktu z panującym tu systemem wiary. Jeżeli jednak zdecydujesz się wdrożyć przyspieszony program postępu technologicznego, planeta powinna mieć więcej niż 80% szans na osiągnięcie przemysłowego i technologicznego poziomu potrzebnego do produkcji hiperradiolatarni w ciągu stu osiemdziesięciu pięciu lat.
– Dzięki Artie. Więc po prostu ogłoszę się królową planety i zaczniemy. Jak sądzę, moi pra-pra-pra-pra wnukowie będą mogli zadzwonić do domu. Tak w ogóle, gdzie jest Fazen? Powinien już tu być, mieliśmy iść na ryby.
– Są też trzy dziesięciotysięczne szans na to, że zadanie może być zrealizowane w mniej niż sześćdziesiąt lat.
– Ty dobrze wiesz jak rozweselić kobietę. Sądzisz ze Fazen spóźnia się przez Przywódcę? Mama nadzieję, że nie zapomniał.
– Nie do końca jest dla mnie jasne jak to, gdzie znajduje się Fazen ma się do istoty problemu planowania ratunku.
– Dasz już spokój?
– A może rozważasz osiedlenie tutaj?
– To… chyba najrozsądniejsze, co możemy zrobić w obecnej sytuacji, prawda?
– Nie rozumiem. Moje modele, które przetrwały wskazują, że przebywanie poza nowoczesną nauką znacznie zmniejszy przewidywaną długość twojego życia.
– Spójrz, jestem tu… szczęśliwa, jakkolwiek prymitywnie by tu nie było. Czy to powietrze? Czy jedzenie? Czuje się bardziej żywa, jakbym odkryła część siebie, której istnienia nie byłam świadoma.
Wiedza o atomach, kwarkach, hiperprzestrzeni i regulacji ekspresji genów nie jest tak przydatna jak wiedza, że słodkie jedzenie polepsza humor.
Czasami logika może być nielogiczna. Gdy wszyscy naokoło ciebie wierzą, że świat pracuje w pewien sposób, są pewne zalety w udawaniu że świat rzeczywiście tak pracuje.
– To bardzo osobliwa linia argumentacji.
– Może nie myślę rozsądnie. Czuje się dziwnie. Mój żołądek chyba wie chyba wszystko lepiej ostatnimi czasy, kurcząc się i rozciągając w zależności od nastroju. To prawie tak jakbym miała tam kolejne ciało migdałowate. Miewam niekontrolowane popędy, huśtawki nastroju. Powinnam porozmawiać o tym z Fazenem
– Myślę że powodem tych zmian perspektywy nie jest ani woda ani powietrze. Wykryłem podniesiony poziom oksytocyny i wazopresyny w twoim oddechu, a także podniesione tętno i rozszerzone źrenice w obecności Fazena. Czysto fizjologiczne oznaki.
– Jeżeli sugerujesz, że… że…
– Zakochałaś się, Tyra.
***
Fazen
Byliśmy na szczycie góry, patrzeliśmy na gwiazdy.
Tyra wskazuje na zachód, na najjaśniejszą gwiazdę na niebie, Baitou, ogon Wielkiego Ptaka.
– To właśnie tam mój statek – ogromny gwiezdny kanu – ugrzązł.
Zerknąłem by sprawdzić czy dostrzegę światło z wraku jej statku.
– Nic nie zobaczysz – powiedziała Tyra. – Nawet jeśli masz sokoli wzrok, światło pochodzące z eksplozji nie dotrze tu przez najbliższych pięć lat.
Zmieszałem się. Nieistotne. Nie muszę rozumieć wszystkiego, o czym mówi. Czasami wystarczy posłuchać jej głosu, być w jej obecności.
Odwróciła się i zarumieniła:
– Znów się gapisz.
– Odwróciłem się skrępowany.
Jednakże ona wyciągnęła ręce i położyła je na mojej twarzy:
– Nie rozumiem tego – wymamrotała.
Potem mówiła coś bardzo szybko w swoim własnym języku:
– Nie łatwo się zakochuję. To tak do mnie nie podobne. Powinnam czuć się porzucona, przybita, zrozpaczona. Świat i ludzie, których znam od dawna mogą być straceni na zawsze, zostałam rzucona tysiące lat w przeszłość, a mimo to czuję się szczęśliwa, prawie pijana z radości. Nie mogę tego racjonalnie wyjaśnić. Po prostu wiem, że wszystko będzie dobrze. Czuję po kościach.
– Nie rozumiem wielu słów w twoim języku – powiedziałem jej – poza pierwszym zdaniem. Też cię kocham. I dam nam nasiona lotosu zmieszane ze wszystkimi smakami świata, tak by nasza miłość nigdy nie była nudna.
Następne co czułem to jej usta na swoich. Oczy miałem otwarte a mimo to nic nie widziałem. Świat skurczył się do naszego pocałunku, naszych oddechów, czubków języków. Delektowałem się jej smakiem, zapachem, czułem ciepło, ogień, jak jej natura. Świat wydawał się nawet lśnić jaśniej, jakby gwiazdy rozbłysły na znak solidarności.
Odpycha mnie, oczy ma szeroko otwarte.
– Co się stało?
Nie odpowiedziała. Jej wzrok skupiony był na niebie za mną.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że pół nieba płonie. W centrum tego pożaru znajdował się ogromny statek, złoto-czerwony, niczym ciekła stal.
Potem dosięgła mnie fala dźwiękowa i ciepło jakby wielka pieść, i nie mogłem zrobić nic więcej by dosięgnąć Tyry i osłonić ją.
***
Tyra
Data nieznana:
Obudziłam się w przytulnym, białym pomieszczeniu, naga, okryta jedynie cienkim białym materiałem.
– Nieźle nas przestraszyłaś.
– Czułam się jeszcze otumaniona a zlokalizowanie źródła głosu zabrało mi dobrych kilka chwil – łysiejący mężczyzna w białej szacie stojący przede mną. Próbowałam okręcić się tak by móc go zobaczyć.
– Przepraszam – powiedział, przechodząc na bok, by mi to ułatwić – Oni zawsze kładą tu z powrotem te urządzenia do monitorowania życia . Od lat powtarzam im, że to przeszkadza w rozmowie z pacjentami.
– Gdzie… Co…Kto… – Trudno było zdecydować o co najpierw powinnam zapytać.
Obraz Fazena pojawił mi się w głowie, ale wydawał się obcy, nierzeczywiste, jakbym wymyśliła go sobie albo czytała o nim książkę.
Czegoś brakowało. Sprawdziłam swoje ciało: ramiona, nogi, palce, wszystko na miejscu.
Mimo to czułam jakbym miała fantomową kończynę, pustkę w jelitach.
– Peter Saltz, lekarz pokładowy. Znajdujesz się na pokładzie Shamrocka.
To siostrzany statek Dandeliona.
– Jak?
– Rosły w nas obawy, gdy Dandelion nie przesyłał raportów radiowych od miesiąca. Ale mieliśmy jedynie bardzo ogólne informacje o jego lokalizacji i zabrało nam to trochę czasu zanim odnaleźliśmy jego wrak i podjęliśmy sygnał z twojej podświetlnej radiolatarni. – W radiolatarni zostawiłam koordynaty Tycho 409A.
– To co stało się z twoim statkiem było… okropne – przerwał z powodu braku słów.
Zamknęłam oczy. Pamięć o dwustu sześćdziesięciu pięciu przyjaciołach znikła na zawsze, była przytłaczająca.
– Sprawdziłem niektóre twoje logi. Tyra, twoja historia jest niewiarygodna. Najpierw samotne dryfowanie w głębokie przestrzeni, potem desperacki skok na nieznaną kolonię i w końcu życie pośród dzikusów. Gdy cię znaleźliśmy, w twoim ciele roiło się od najbardziej niesamowitych szczepów bakterii. Nie mogłem uwierzyć, że przeżyłaś. Masz szczęście, że Shamrock miał … tak czy inaczej, musisz się jeszcze trochę przespać, podczas gdy ja poddam cię kwarantannie i zajmę się oczyszczaniem. Masz szczęście, że byliśmy w stanie cię stamtąd wyciągnąć; tubylcy byli dosyć wrogo do nas nastawieni, gdy cię ratowaliśmy.
Chciałam zapytać go o tych „tubylców”, ale nie mogłam pokazać, że się boję, tak jak powinnam się bać, a co mnie przerażało. Próbowałam zapisać w pamięci wspomnienie głosu Fazena: „nasiona lotosu… nasza miłość… nie była nudna”, ale nie ogrzewał on mojego serca, tak jak przypuszczałam. Brzmiał banalnie, trywialnie, bezsensownie.
Potem pomyślałam o moim ojcu i ukuł mnie jego brak. Ulżyło mi na myśl, że pozostałam człowiekiem. Nie straciłam umiejętności odczuwania.
Nagle poczułam się wyczerpana i zamknęłam oczy.
***
Fazen
Nieznajomi zabrali Tyrę tydzień temu, ale ich wielki statek wciąż wisiał na niebie. Nie byłem w stanie jeść ani spać dobrze. Czekałem na szczycie góry, z nadzieją, że nagle wróci.
Gwiezdny kanu, tylko trochę większy od kuli Tyry został spuszczony z wielkiego statku. Gdy wylądował, siła wywołana jego wirującymi skrzydłami powaliła mnie na ziemię. Gdy wreszcie otworzyłem oczy, zapłakałem ze szczęścia. Moja Tyra wróciła
Ale nie była sama. Było z nią dwóch mężczyzn. Pokryci byli od stóp do głów stalowymi lśniącymi w słońcu skafandrami a na głowach mieli kryształowe kopuły.
Przez kryształową kopułę popatrzyłem jej w oczy.
Coś było nie tak. Jej oczy zimne, nieobecne. To było niczym patrzenie w oczy nieznajomego, przez skorupę. Nie była płomienna, nie była ziemista, nic z tych rzeczy. Była przytłumioną skorupą.
Cicho, poruszała ustami zza kryształowej kopuły. Głos Artiego wydobywał się z wnętrza jej tłumaczącego amuletu. Nawet duch brzmi dziwnie – powściągliwie, formalnie, w sposób podobny do dzwonnika czytającego sędziowską decyzję na zimowych posiedzeniach sądu.
– Przybyłam przekazać ci istotną informację. Ta planeta należy do SEED Explorations, mojego pracodawcy.
– Tyra! Co ci się stało?
Zawzięcie kontynuowała:
– SEED nabyła prawo do jej kolonizacji pięćdziesiąt lat temu, ale nigdy przedtem z niego nie skorzystała. Teraz, wiedząc, że ta planeta nie wymaga terraformacji, jest chętna na jej zagospodarowanie. Wasza obecność jest nielegalna i SEED chce was stąd usunąć. W związku jednak z waszą troskliwą opieką nad moją osobą podczas choroby, przekonałam SEED do przekazania wam pewnego obszaru, jako rezerwatu, jeżeli wyrazicie firmie SEED zgodę na wyłączność zarządzanie waszą kolonią jako parkiem doświadczeń antropologicznych dla turystów spoza świata.
– Tyra, należysz do tego miejsca. Jesteś jedną z nas.
Wahała się przez chwilę a potem łagodnie dodała.
– Naszedł dla was czas, by dołączyć do pozostałej części gatunku ludzkiego i całego jej dziedzictwa.
Chciałbym porozmawiać z nią na osobności, bez obecności mężczyzn w stalowych skafandrach. Chciałem położyć dłonie na jej twarzy, gapić się w jej oczy. Ale kryształowa kopuła na jej głowie, zimna i twarda, nie pozwalała mi na to.
Wkurzało mnie, że tak mało zrozumiałem z mowy Tyry. Żołądek podchodził mi do gardła. Outay Przywódca miał rację. Mogło nam grozić wielkie niebezpieczeństwo i nieszczęście ze strony tych ludzi.
– Nie oddamy naszego świata – krzyknąłem na człowieka z gwiazd. – Wypełnimy nasze żyły ogniem i stalą. Poczujecie jedynie smród zgniłej ziemi, smak śmierci i klęski. Dwóch mężczyzn złapało mnie za ramiona i odciągało od mniej. Początkowo próbowałem się im oprzeć, ale gdy zobaczyłem strach w jej oczach, odpuściłem.
Czułem się chory. Żywioły gotowały się w moim ciele, walczyły ze sobą w chaosie.
***
Tyra
– Artie, co jest ze mną nie tak? Gdy byłam tam z nimi, czułam się jakbym nigdy nie poznała Fazena. Nic do niego nie czuję. Nic do niego teraz nie czuję.
– Poziom twoich hormonów jest rzeczywiście… nienormalny, w świetle tego co, jak zaobserwowałem było twoją normą podczas pobytu na Tycho 409A.
– Hipoteza?
– Miłość oraz jej brak wybiega poza zakres mojej wiedzy.
– To musi mieć coś wspólnego z doktorem Saltzem. Odnajdź zapisy medyczne i zanalizuj je.
–Zdaje się, że masz rację. Miał miejsce rozległy spadek poziomu PNDF, teta-GF, endobezin, motynorfiny i kilku innych neurotransmiterów i neurotrofin w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin od zabrania cię na pokład.
– Co mi dali?
– Z tego co mi wiadomo, otrzymałaś jedynie dużą dawkę antybiotyku w tym czasie.
– Czego?
– Antybiotyki były podstawową formą walki twoich przodków z infekcją bakteryjną. Nie były potrzebne od dłuższego czasu. To ciekawe, że Shamrock miał ich zapas.
– Czy możesz się dowiedzieć dlaczego?
– Pozwól mi dyskretnie sprawdzić zapisy statku… ach, chyba rozumiem. Ostatnimi czasy miało miejsce kilka masowych epidemii wywołanych bakteriami na którejś z planet Rimu, należącej do SEED, więc musieli wyprodukować zapas antybiotyków. Najprawdopodobniej informacje o tych epidemiach zostały ocenzurowane z obawy o masową panikę.
– Ludzie Fazena całe życie żyli z bakteriami, co było powodem mojej choroby po wylądowaniu. Jednakże bakterie były we mnie nawet wtedy gdy nie czułam się chora… Artie, czy te bakterie żyjące we mnie wywołują coś jeszcze oprócz choroby
– Nie wiem, ale z racji tego, że mogę połączyć się z All-Netem przeszukam stare archiwa. Interesujące. Niektórzy starożytni naukowcy wierzyli, że ciało zdrowego człowieka potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania pewnych szczepów bakterii żyjących w równowadze. Każdy człowiek był pod tym względem wyjątkowy i potrzebował innych mieszanek zwanych enterotypami, podobnie jak każdy ma inną grupę krwi. Uważali, że bakterie to organizmy symbiotyczne, nie pasożyty.
– Co dokładnie robiły te bakterie?
– Prawdopodobnie, pomagały w trawieniu pokarmu, zwalczaniu chorób, nawet w zmianie nastroju czy osobowości
–Co? W jaki sposób?
– Poprzez produkcję związków chemicznych i wpuszczanie ich do krwiobiegu, co aktywowało bądź dezaktywowało neurotransmitery, regulowało ekspresję genów, modyfikowało neurochemię.
Więc tam na Tycho 409A, Byłam… zainfekowana. Nie byłam nawet sobą.
– Zdaje się, że twój ojciec miał rację. Na planecie, dosłownie myślisz inaczej. Ludzie Fazena odnaleźli sposób nie tylko na życie w zgodzie z florą, ale również na regulowanie nastroju poprzez picie i jedzenie.
– To co żyło we mnie decydowało o moim sposobie myślenia. To ja byłam zakochana czy bakteria?
– Nie sądzę aby istniał tak znaczący kontrast. Pozwól mi przeczytać cytat starożytnego naukowca: „Umysł człowieka jest fizycznym fenomenem tego świata. Bakterie w naszych żołądkach są kolejnym elementem w biologicznej maszynerii, która produkuję wypadkową naszych myśli. Jesteśmy już społecznością trylionów komórek, nie możemy pomyśleć o dodaniu jeszcze kilku trylionów?”
– Czego powinnam z tego się dowiedzieć? Nie wiem co czuję do Fazena. Nie wiem co myśleć. Co jest dobre?
– Odpowiedzi n na te pytania wybiegają zakres mojej wiedzy.
***
Fazen
Tyra wróciła do nas: sama, naga, bez kryształowej kopuły i stalowego skafandra.
Znów zachorowała.
Przywódca Headman i ja pracowaliśmy trzy dni nad przywróceniem równowagi jej organizmu, wprowadzając stal, drewno, wodę, ogień i ziemię w starannie zmierzonych porcjach aż zadomowią się w jej ciele i zaczną się rozmnażać aż dojdzie do siebie.
***
– Rozumiesz – powiedziała – co do ciebie mówię?
– Gdy Tyra jest szczera, tak jak teraz, ma nieco zmarszczone brwi, jak konar ugięty pod ciężarem świeżej porannej rosy.
– Mówisz o Równowadze Żywiołów.
– Terapia żywieniowa, którą praktykujecie – mówiła – nie jest do końca przesądem. W jakiś sposób udało wam się wymyślić dietę probiotykową, która pomaga wam regulować poziom kolonii bakterii, które tu istnieją. Poprzez zmienianie tego co jecie, możecie być zdrowi a nawet możecie kontrolować nastroje.
–Wielu zginęło przez te wszystkie lata w poszukiwaniu tej wiedzy.
Skinęła w zrozumieniu.
Podstawowa teoria, którą używacie jako uzasadnienie stosowanych przez siebie technik może nie mieć dla mnie sensu i może być metaforyczna, ale sama technika działa. Powinna być zachowana i przekazana reszcie ludzkości, która zapomniała jak żyć i myśleć w zgodzie ze starożytnymi organizmami symbiotycznymi.
– Wierzę, że plagi na planetach Rimu mogą być wynikiem nazbyt agresywnych prób wyeliminowania mikroorganizmów z ludzkich organizmów – powiedział Artie. – Nie można, jak widać, żyć w skrajnej czystości.
Tyra ciągnie dalej:
–Wytłumaczyłam przedstawicielom SEED, że w przypadku dalszych prób egzekwowania praw do Tycho 409A podam do wiadomości publicznej informację o tym, jak na ich kolonii umierają ludzie. Jeżeli jednak zgodzą się na zostawienie was w spokoju, pomogę SEEDowi wprowadzić waszą terapię żywieniową jako lek przeciw długoterminowym epidemiom i nabyć prawa patentowe do nich.
Nie rozumiałem wszystkiego co mówili Tyra i Artie, ale wystarczyło, że spoglądając w jej oczy, widziałem prawdziwą Tyrę.
Jestem inną osobą, odkąd mam te żyjące we mnie stworzenia– powiedziała. – Jestem bardziej żądna przygód, popędliwa, szczęśliwa.
– To jesteś prawdziwa ty – powiedziałem jej. – taka, jaką powinnaś być.
– Nie wiem czy to prawda – odparła. – Wciąż staram się przywyknąć do myśli, że mój umysł znajduje się nie tylko w moich komórkach, ale również w komórkach trylionów malutkich organizmów, które żyją na mnie, tak samo jak ja żyję na tej planecie. Nie jestem pewna kim jestem, ale wybrałam powrót, bo taka ja podobała mi się bardziej. Tak podpowiadała mi intuicja. Ojciec byłby dumny.
– Chciałbym go poznać – powiedziałem. Chciałbym go poznać nie tylko dlatego, że Tyra tyle o nim mówiła, ale również dlatego, że chciałbym mieć jego błogosławieństwo zanim zadam jej pewne pytanie.
– Byłoby fajnie. Nie widziałam się z nim już jakiś czas i wydaje mi się, że polubiłby cię. Lubi słuchać o moich negocjacjach z SEED.
– Moja symulacja wykazała jedynie 52.26% szans na to, że SEED zobaczyłby mądrość w twoim rozwiązaniu i zaakceptował umowę – powiedział Artie. – Sporo ryzykujesz.
– Chyba mógłbyś powiedzieć, że zaufałam intuicji.
Przekład: Marcin Kucharski